Test długodystansowy plecaka Lowepro Pro Trekker 400 AW

Czasami mamy serdecznie dosyć ciągłego życia w biegu i stresie. Chcemy uciec od cywilizacji, internetu z setkami maili, od fejsa i od tych wszystkich pilnych spraw, które musimy zrobić na teraz, na już… Marzymy o dzikiej przyrodzie i dalekiej podróży w nieznane, na którą zabierzemy tylko ulubione ciuchy, podręczny bagaż z niezbędnymi rzeczami i pojedziemy daleko, daleko przed siebie 🙂

Chwila, chwila – jednak, aby fotografować na profesjonalnym poziomie, nie wystarczy nam aparat wbudowany w komórkę, bez względu na to, ile milionów pikseli upchnęli w nim dzielni marketingowcy.
Niezbędny jest sprzęt fotograficzny składający się z aparatu z kilkoma wymiennymi obiektywami, do tego baterie, filtry, no i koniecznie statyw. Aby to wszystko spakować i jednocześnie zapewnić ochronę, potrzebny jest solidny i wygodny, a przede wszystkim niezawodny plecak fotograficzny.

Osobiście od wielu lat używam produktów Lowepro, więc bardzo ucieszyło mnie, gdy przed wyprawą do Patagonii w 2012 roku otrzymałem do testów model Lowepro Pro Trekker 400 AW. Poniżej możecie przeczytać tekst napisany tuż po podróży oraz pierwsze wrażenia i porównanie z poprzednim modelem:
www.patagonia2012.pl/lowepro-pro-trekker-400-aw-recenzja-plecaka

W Patagonii plecak dostał mocno w kość, gdyż warunki były tam spartańskie, zaś on sam, poza upakowaniem sprzętu fotograficznego wraz ze statywem, służył także do przenoszenia ciężkiego namiotu (4,5 kg), śpiwora, karimaty oraz ubrań i jedzenia, które umożliwiało przeżycie przez wiele dni poza cywilizacją. Całość ważyła ok. 25 kg, a ja, co jakiś czas, zadawałem sobie pytanie – czy aby na pewno nic nie pęknie? (nie licząc kręgosłupa oczywiście)
Gdyby w dziczy coś się urwało, to byłby to poważny problem, a dalsza wyprawa stanęłaby pod znakiem zapytania…
Po miesiącu podróży przez Argentynę i Chile oraz wielodniowych trekkingach plecak zdał egzamin wzorowo. Sprawdził się zarówno pod względem użyteczności, komfortu noszenia pod olbrzymim obciążeniem i przede wszystkim najważniejszą w tym momencie – niezawodnością.

Nie myślcie jednak, że po tej wyprawie plecak poszedł na emeryturę i spoczął w kącie pokoju, wesoło łapiąc latające kurze. Wręcz przeciwnie – zaczęła się jego bardzo intensywna eksploatacja.

Od maja 2012 do czerwca 2015 odwiedziłem z nim dwukrotnie Rumunię, Litwę, Ukrainę oraz 21 polskich parków narodowych, niektóre po kilka razy. Oprócz użytkowania w dzikim terenie, towarzyszył mi również przy fotografowaniu architektury. Tu także nie było łatwo, gdyż prócz pracy z nim podczas fotografowania nowoczesnej Warszawy, trafiłem też do dawnych wojskowych bunkrów oraz kopalni – uranu 🙂

To była bardzo intensywna eksploatacja, czasami od świtu do zmierzchu, zarówno przy niskich temperaturach zimą, gdy cały pokrywał się szronem, jak i przy palącym słońcu na nadmorskich wydmach nad Morzem Czarnym. Plecak był ze mną podczas wypraw na szczyty gór, obcierając się o ostre skały, czy przeciskając się w jaskiniach z kapiącą wodą. Dzielnie chronił sprzęt przed wilgocią od śniegu, deszczu, a także kiedy maszerowałem z nim bladym świtem wśród unoszących się mgieł nad jeziorem. Dobrym testem dla sprzętu było również fotografowanie na wydmach w Słowińskim Parku Narodowym, gdzie momentami zasypywany był piaskowymi kurzawkami.

Mam szacunek do sprzętu i staram się go używać zgodnie z przeznaczeniem, jednak fotografowanie dzikich zwierząt czy krajobrazów z szybko zmieniającą się pogodą to niesamowite emocje. Kiedy przemieszczam się w trudnym terenie to dla wygody i bezpieczeństwa mam w zwyczaju nosić sprzęt spakowany na plecach. Cały czas jestem czujny i gdy niespodziewanie zmienia się pogoda lub zza skał widzę stado dzikich zwierząt, wtedy nie myślę o pięknym oliwkowym kolorze materiału, z jakiego został wykonany plecak, lecz rzucam go w błoto lub na skały, gdyż w tym momencie najważniejsze jest wykonanie zdjęcia.
Ze sprzętem fotograficznym jest trochę tak, jak z samochodem terenowym. Może się porysować lakier, czasami wgnieść karoseria lub naderwać zderzak, ale musi spełnić jeden warunek – dojechać do celu. Tak samo jest z plecakiem – musi zabezpieczyć sprzęt i zagwarantować jego wygodny transport.

No dobrze, teraz nie będzie już tak pięknie – czyli, co się stało?
W plecaku rozdarł się lekko szef z przodu na wstawce do mocowania statywu. Posiadam duży i solidny statyw, który bardzo często zakładam na plecak i zdejmuję go z niego, co być może osłabiło jego konstrukcję. Problem mógł wyniknąć także z przeciskania się w jaskini, gdy wielokrotnie zaczepiałem o ostre krawędzie.
Generalnie mocowanie statywu jest dosyć niewygodne podczas częstego używania i jest zasadniczą wadą tego modelu plecaka.

Gdy się jednak coś zepsuje, to od czego jest gwarancja?
Lowepro jako jedna z nielicznych firm daje ją dożywotnio i nie jest to jednie reklamowa ściema, lecz rzeczywistość. Wystarczy zadzwonić do sklepu i po okazaniu dowodu zakupu plecak zostanie naprawiony lub wymieniony na identyczny albo w przypadku ukrytej wady starego modelu na najnowszy model z obecnie produkowanej serii.
Więc jeżeli nie przejedziesz po nim walcem lub nie wrzucisz go do ogniska to masz gwarancję na wieloletnią eksploatację.

O pokrowcu na laptopa, który jest przystosowany jedynie dla sprzętu z logo z jabłuszkiem oraz o kartach pamięci typu CF, które mieszczą się jedynie bez pudełek, już pisałem w poprzednim artykule i prawdę mówiąc nie znalazłem innych usterek przez tych kilka lat użytkowania plecaka. Odkryłem tylko jedną wadę, która dała o sobie znać, zarówno w pierwszej wersji, jak i drugiej po wymianie. Używam statywu z ostrymi nóżkami, które można wbić w ziemię i stabilnie fotografować przyrodę. Niestety, nóżki wbijają się także w materiałowe wykończenie służące do stabilizacji przymocowanego statywu i robią w nim dziury. Nie bardzo mam pomysł, co z tym zrobić i jak zabezpieczyć ten element…

Ostatnio, po prawie 3 latach użytkowania, odkryłem w wyposażeniu plecaka ciekawy gadżet – na górze, tuż przy dodatkowym pasku stabilizującym znajduje się gwizdek.
Tak więc jeżeli kiedyś będziecie w dziczy, zdarzy się wypadek i utknięcie w jakimś skalnym załomie to dzięki niemu zostaniecie szybciej zlokalizowani przez ratowników. Gwizdek może się też przydać w ciemnej ulicy, gdy trzeba będzie narobić trochę hałasu i wystraszyć złodzieja 🙂

Podsumowując – plecak przez tych kilka lat spisał się świetnie. Jest bardzo użyteczny i komfortowy, więc z czystym sumieniem polecam go każdemu miłośnikowi fotografii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *